Slash w Łodzi to mieszanka słów elektryzująca nie tylko mieszkańców centrum kraju. Koncert legendarnego gitarzysty przyciągnął do łódzkiej Atlas Areny tysiące sympatyków legendy rocka.
Na muzyka czekała przygotowana specjalnie przez wielbicieli, organizatorów oraz Anty Radio akcja powitalna. Fani założyli specjalne maski nawiązujące wyglądam do nakrycia głowy gitarzysty. Trzeba przyznać, że spisali się na medal a sama akcja zrobiła wrażenie na muzyku, który dał temu wyraz w swoim wpisie umieszczonym tuż po koncercie w mediach społecznościowych.
Zanim jednak na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru, publiczność zgromadzona w Atlas Arenie mogła posłuchać znanego i lubianego Afromental. Polacy byli pierwszym z suportów, który tego dnia rozgrzewał publiczność.
Drugim zespołem, który miał zadbać o to aby fani nie nudzili się zbytnio oczekując na Slasha była grupa Phil Campbell and the Bastard Sons. Projekt walijskiego gitarzysty, który do końca działalności był członkiem legendarnej brytyjskiej grupy Motörhead ewidentnie przypadł do gustu publiczności.
Wreszcie przyszła pora na występ długo wyczekiwanej przez wszystkich gwiazdy wieczoru. Slash pojawił się na scenie punktualnie o 21:30 w towarzystwie Myles’a Kennedy’ego i formacji The Conspirators. Muzyk wykonał wiele ze swoich hitów a cały koncert przepełniały co raz to barwniejsze i bardziej brawurowe solówki artysty. Tuż przed wielkim finałem muzycy wykonali utwór „Starlight”. Oprawę do tego przeboju przygotowali wszyscy słuchacze rozświetlając halę światłami swoich telefonów i zapalniczek. „Koncert był niesamowity!”, „Niezapomniane wrażenia” komentowali fani po występie, „Już nie możemy się doczekać, kiedy muzyk wróci do Polski” – dodawali. My także już nie możemy się doczekać na powrót artysty do naszego kraju. Oby nastąpił on jak najprędzej.
Zdjęcia z koncertu: Romana Makówka | Metal Mind