Od 1 lipca 2016 roku rusza program dofinansowujący metodę in vitro. Do 2020 roku miasto chce przeznaczyć na program 4,6 mln zł.
– To nowoczesny sposób dostępu do prokreacji, a zarazem kontynuacja programu działającego wcześniej w ministerstwie. Dostęp do niego będą miały pary małżeńskie i partnerskie mieszkające w Łodzi. Dofinansowanie dotyczy maksymalnie trzech zabiegów w kwocie do 5 tysięcy złotych każdy – opisuje Robert Kowalik, p.o.dyrektora Wydziału Zdrowia i Spraw Społecznych. Zabiegom mogą zostać poddane kobiety od 20 do 40 roku życia (w wyjątkowych przypadkach do 42 roku życia).
Autorem pod względem medycznym jest prof. Sławomir Wołczyński. – Problem w Polsce dotyczy szacunkowo 1,3 mln par. Nie prowadzi się badań epidemiologicznych, dlatego analizujemy dane szacunkowe. Przyczynami są przykładowo endometrioza czy problemy psychologiczne. Innym są trendy populacyjne, do których należy przykładowo późna decyzja o zajściu kobiety w ciąże – mówi prof. Wołczyński. – Leczenie nie jest finansowane, co ogranicza do niego dostęp – dodaje.
Programowi sprzeciwili się radni Prawa i Sprawiedliwości. – My uważamy, że życie trzeba chronić od początku. Jedno życie nie może być kosztem drugiego. Nie ma ochrony innego życia – mówi Włodzimierz Tomaszewski (PiS), radny Rady Miejskiej.
Radna Anna Lucińska (PiS) buntuje się przeciwko stwierdzeniom, że PiS ma poglądy ze średniowiecza. – Są sejmiki, które przyjmują uchwały wspierające inne programy leczenia niepłodności przykładowo naprotechnologią. Dotyczy to sejmików województw: lubelskiego, podkarparckiego i mazowieckiego – zapewnia Lucińska. – In vitro dotyczy tylko 20 procent par niepłodnych. 80 procent przypadków daje się w inny sposób leczyć. My także jesteśmy za pomocą każdym parom – dodaje.
Innego zdania byli radni koalicji PO-SLD. Według prof. Grzegorza Matuszaka (SLD), radnego Rady Miejskiej nie można krzykiem narzucać swojego poglądu. – In vitro czy środki antykoncepcyjne są ważne. Szanujmy ludzką odrębność – stwierdza prof. Matuszak. Przewodniczący Rady Miejskiej Tomasz Kacprzak uważa, że sam program jest za życiem i dlatego trzeba go poprzeć.
Po trzygodzinnej dyskusji radny Jarosław Tumiłowicz (PO) zgłosił wniosek o jej przerwanie. Za programem głosowało 23 radnych, a przeciw. Nikt nie wstrzymał się od głosu.